Podróż Hawaje - Maui
W czwartym dniu pobytu na Hawajach, przenosimy się z wyspy Oahu na drugą co do wielkości wyspę Hawajów a mianowicie na Maui. W skrócie, jest to wyspa na której znajduję się Park Narodowy Haleakala, niesamowita droga do miejscowości Hana, port wielorybników Lahaina, kolorowe plaże, dość wysokie fale do surfingu i wiele innych atrakcji o których też wspomnę.
Na wyspę dostajemy się samolotem Island Air, jest to konkurencyjna firma do Hawaii airlanes i Aloha airlanes. Jest tańsza, ale ma 3 słabe strony, jest sezonowa czyli nie działa cały rok, jest wolniejsza (leci się jakieś 20 minut dłużej niż Hawaii airlanes :)), no i najlepsze ceny na lot można dostać lecąc wcześnie rano. W związku z tym, że nie mamy problemu z wczesnym wstawaniem, 20 minut dłużej w powietrzu też jakimś wielkim problemem nie było, skorzystaliśmy z usług konkurencji.
Lot z Honolulu do Kahului trwał jakąś godzinę, wylądowaliśmy parę minut przed 7 rano. W miarę szybko wynajęliśmy samochód, zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy zapoznać się z miastem.
Kilka minut drogi na zachód od Kahului jest dość ważna atrakcja turystyczna zwana Iglicą 'Iao, jest to skała, która była wcześniej wulkanicznym kominem, przez który wydostawała się magma. Hawajczycy wierzyli, że owa skała poświecona jest Kanaloa - hawajskiemu bogowi oceanu. W czasie podboju wyspy przez króla Kamehamehe I, iglica była świetnym miejscem obserwacyjnym dla miejscowych wojowników. Niestety w 1790 roku podczas bitwy w dolinie, bardzo wielu obrońców poniosło śmierć, być może ich ostatnim widokiem przed śmiercią była wznosząca sie na 400 metrów Iglica Iao.
Tutaj muszę wspomnieć o rzeczy średnio przyjemnej. Kiedy odwiedzaliśmy ową iglicę wulkaniczną, byliśmy jedynymi osobami na parkingu. Parking nie był przez nikogo strzeżony. Z wcześniejszych informacji z przewodników, zapamiętałem sobie, że na Hawajach zdarzają się dość liczne kradzieże. Na szczęście Iglica nie znajduje się daleko od parkingu, więc zaproponowałem żonie, by z dzieciakiem pierwsza zwiedziła tą skałę, a następnie mieliśmy się wymienić. Dosłownie kilka minut później, kiedy siedziałem w samochodzie, przyjechał miejscowy samochód robiąc kilka rundek dookoła parkingu, pojawił się i znikł, 20 minut później przyjechał samochód policyjny. Złodzieje, korzystając z okazji wyłamują zamek w bagażniku i pozbywają niedoinformowanych turystów walizek, często robią to na ich oczach, stracić tak walizki to prawdziwy ból. Nasz problem polegał na tym, że przylatując wcześnie na Maui nie zakwaterowaliśmy się jeszcze w hotelu, (doba hotelowa zaczyna się po południu) więc wszystkie bagaże mieliśmy ze sobą. Oczywiście później, kiedy bagaże zostawiliśmy w hotelu zwiedzaliśmy już bez żadnego stresu.
Dalszy plan zwiedzania przewidywał na ten dzień odwiedziny znajomych w kościele Adwentystów Dnia Siódmego, oraz wjazd do Parku Narodowego Haleakala. U Adwentystów spotkała nas miła niespodzianka, gdyż podczas nabożeństwa wszystkie matki ( z okazji dnia matki, uwaga - przypadający w Stanach na drugą niedziele maja) otrzymały wieniec z kwiatów lei. Z tym wieńcem to trochę tak jak być w Rzymie i nie widzieć papieża, nie dostaliśmy go wysiadając z samolotu, teraz zaś moja żona miała podwójną radość.
Po południu pojechaliśmy do hotelu, zjedliśmy obiad i udaliśmy się na największą atrakcję na Maui, to jest szczyt wulkanu Haleakala. Wyjeżdżając z hotelu byłem w kropce, gdyż załamała nam się pogoda i zaczęło padać. Nie chciałem zwiedzać tego wulkanu przez okno samochodu, z drugiej strony miałem dość napięty plan zwiedzania, trudno było by mi coś zmienić.
Z pewnymi obawami, w końcu wyruszyliśmy w kierunku drogi wiodącej do Haleakala. Przez dłuższą cześć drogi padało, gdy dojeźdżałem do wjazdu do parku, ciągle było pochmurnie. Im jednak byliśmy wyżej, jadąc idealnie równo pokrytą asfaltem drogą, nasze miny rozjaśniały się, gdyż osiągnęliśmy już taką wysokość, że chmury pojawiły się w dole, nad nami przyświecało piękne słońce.
Park Narodowy Haleakala znajduje sie na wysokości około 3000 metrów, jest największym na świecie uśpionym wulkanem oraz największym kraterem wulkanicznym (dł. 12 km, szer. 4.km, głębokość 600 m). W jego wnętrzu zmieściłby się cały nowojorski Manhattan.
Krajobraz wulkanu można określić jako marsjański, przeważa brunatno czerwony kolor wulkanicznego popiołu. Wygląd ale pewnie też warunki geofizyczne zbliżone do tych na Marsie sprawiły, że właśnie tutaj testowane są prototypy pojazdów kosmicznych, które planuje się wysłać na Czerwoną Planetę.
Kilka suchych informacji:
> Jako park narodowy zaistniał w 1961
> Nazwa Haleakalā pochodzi od hawajskiego słowa oznaczającego "dom Słońca". Według lokalnej legendy heros Maui uwięził tu Słońce aby wydłużyć dzień.
> Park jest podzielony na dwie sekcje - region wulkanu i Kīpahulu
> Obie części parku odwiedza 1,450,000 turystów rocznie.
Haleakala ma też duże znaczenie dla ezoteryków, gdyż jak twierdzą Hawajczycy tu właśnie energia kosmosu łączy się z mocą ziemi. Co by tam nie twierdzili Hawajczycy i ezoterycy, klimat jest faktycznie nieziemski.
Informacja dla fotografów: wschód słońca na szczycie wulkanu Haleakala uchodzi za jeden z najpiękniejszych wschodów na świecie. Żeby jednak taki wschód obejrzeć trzeba przenocować w namiocie lub samochodzie.
Osobiście Haleakala zrobił na mnie duże wrażenie, niespotykany klimat wulkanu, chmury albo pod nami, albo obok nas, idealna droga dojazdowa i wyjątkowa atmosfera, powiem banalnie, na długo zapisały się w mojej pamięci :)
Z pobytu na wulkanie zachowałem sobie kawałek wulkanicznego popiołu i kilka dobrych zdjęć. Wyjeźdżając w mojej książeczce z parkami narodowymi w USA, pojawiła się pieczątka z datą May 13 2006 - Makawao, Hawaii. Zaliczono.
Dzień piąty 2009-06-09
Droga do Hana
Lubię poranki przed każdą wyprawą. Rozkładam kilka map, obliczam odległości, czas zwiedzania , zaznaczam atrakcje, przygotowuję różne warianty. Prawdopodobnie gdybym zwiedzał te same miejsca, na przykład z biurem podróży mój zachwyt byłby mniejszy niż wówczas gdy przygotowuję wyjazd sam.
To analizowanie i studiowanie mapy, tak by z niej wyciągnąć to co najważniejsze, jest czymś co okrasza, każdy wyjazd.
Zwiedzanie w drugim dniu pobytu na Maui wymaga gruntownego zaznajomienia się z mapą, a właściwie z jej północno- wschodnią częścią. W tej części Maui biegnie bowiem droga do miejscowości Hana.
Od naszego hotelu do Hana jest około 50 mil, bez żadnego przystanku można ją pokonać w jakieś 3-4 godziny. 'Przystanków-atrakcji' jest jednak dużo. O wyjątkowości tej drogi poza tym, że jest uznana za jedną z najbardziej widokowych dróg w Stanach, niech świadczy również i to, że po drodze mijamy ponad 50 mostów przerzuconych przez malownicze doliny, oraz pokonujemy ponad 600 zakrętów!
Chociaż jest to droga publiczna i nie znajduję się w żadnym parku narodowym to jechanie nią, przypomina jednak klimat jazdy podobny jak w parkach narodowych, tzn. ludzie nagle stają i wychodzą by zrobić zdjęcie, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie zatrzymali za sobą kilka pojazdów.
Nikt wówczas nie trąbi, lub broń Boże, nie denerwuje się, ludzie wiedzą, że jadą drogą do Hana, a ta się rządzi swoimi prawami. Po drodze mija się dużo wodospadów, piękne widoki oceanu, stragany z owocami, liczne atrakcje turystyczne sprawiają, że trasę pokonuje się w jakieś 6-7 godzin. Nie liczę dodatkowych 3 godzin na powrót.
Pierwszy nasz przystanek jest w pobliżu plaży Ho'okipa. Plaża ta przez wielu jest uznana za windsurfingową stolicę świata. Dogodne warunki do uprawiania windsurfingu panują tu praktycznie przez cały rok. Najlepszy wiatr i największe fale przypadają na szczyt sezonu czyli na miesiące zimowe.
Kilka słów wyjaśnienia. W Polsce, kiedy mówi się szczyt sezonu, pewnie większość ludzi myśli o okresie wakacyjnym, w Stanach szczyt sezonu przypada na zimę. Mówię tutaj oczywiście o miejscach ciepłych takich jak California, Floryda czy Hawaje. Zasada jest dość prosta, kiedy w okresie zimy stany wschodnie i północne w Ameryce walczą z nawałnicami śnieżnymi, na południu i na wschodzie ludzie chodzą w krótkich rękawkach, przy średniej temperaturze 25 stopni Celciusza. Ci którzy lubią sporty zimowe wyjeżdżają do Colorado, natomiast zmarzluchy ciągną licznie do ciepłych stanów.
Oznacza, to że w okresie zimowym wyjazd na Florydę, Hawaje, czy Californię, będzie nas znacznie drożej kosztował, takie są uroki sezonu. Wspomnę tylko, że wyjazd w okresie letnim (patrz wakacyjnym) do wymienionych stanów jest też średnim pomysłem, ze względu na dość duże upały i wilgotność.
Osobiście lubię podróżować albo w maju, albo we wrześniu (pogoda jest znośna i ceny przystępne)
Wracamy na naszą drogę. Właśnie pokonaliśmy już kilkanaście zakrętów i przejechaliśmy kilka mostów, by zatrzymać się przy Twin Falls. Żeby dostać się do tych wodospadów trzeba przespacerować się jakieś 15 minut. Wodospady te nie należą może do najpiękniejszych, ale w związku z tym, że są pierwszymi wodospadami na drodze do Hana wiele osób je odwiedza. Kiedy odwiedzaliśmy to miejsce padał lekki deszcz, więc trzeba było uważać droga bowiem była śliska i błotnista.
Plusem zwiedzania Twin Falls był spacer ścieżką wiodącą przez dość bujną w roślinność, minusem wymiana obuwia po przyjściu do samochodu. :)
Kolejną atrakcją na drodze do Hana był ogród botaniczny 'Garden of Eden'. Piękne widoki na ocean, widok na wodospad przy drodze, mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo pięknych kwiatów, pawie, papugi, no prawie jak w raju :) (prawie bo niestety trzeba było w ubraniu chodzić :))
Nie wspomniałem dotychczas, że wyspa Maui jest rajem dla nowożeńców, a ten ogród botaniczny jest wręcz idealnym miejscem na ceremonie ślubną.
Przed moim przyjazdem na Hawaje, na pytanie z czym mi się kojarzą Hawaje, odpowiedziałbym pewnie, z wulkanami, Pearl Harbor i piękną roślinnością i dopiero tutaj mogłem zobaczyć jak niesamowita jest roślinność na Hawajach.
Takich ogrodów botanicznych po drodze jest kilka, więc przed wjazdem do danego ogrodu można otrzymać biuletyn ze zdjęciami i na miejscu zdecydować, zanim się oczywiście zapłaci za bilet, czy chcemy akurat zwiedzać ten ogród botaniczny.
Kolejna oryginalną atrakcją jaką serwuje przejazd drogą do Hana są plaże. A właściwie kolor tych plaż.
Waianapanapa State Park to park stanowy wzdłuż malowniczej zatoki Pailoa, którego główną atrakcją jest czarna plaża. Plaża ta jednak nie składa się z piasku, ale z czarnych kamieni. Dodatkowo słynie z tajemniczej groty Waianapanapa z kryształowo czystą wodą, która od czasu do czasu zabarwia się na czerwono. Hawajska legenda mówi, że jest to krew księżniczki Popoalaea i jej kochanka, którzy wybrali to miejsce na schadzki miłosne. Wiadomo co zaraz nastąpi więc w skrócie powiem tylko, że mąż wódz Kakae nakrył oboje na zdradzie i zabił. Tyle legenda a w rzeczywistości czerwona barwę wodzie nadają tysiące malutkich czerwonych krewetek, które wpływają tu z silnym prądem morskim.
Skoro już mowa o kolorze plaż to po przyjeździe do Hana można zaliczyć jeszcze plaże w kolorze czerwonym, a na Big Island jest plaża w kolorze oliwkowym (jasno zielonym)
Około 2 po południu dojeżdżamy do Hana. W między czasie byliśmy świadkami dość ciekawej sceny, chcieliśmy bowiem dojechać do pewnej plaży niedaleko Hana, ale okazało się, że drogę zablokowała rzeka. Opady w górach były tak silne, że nagle niewinna rzeczka przerodziła się w dość rwący potok. Odcięła drogę dojazdu do plaży i przy okazji uwięziła osoby, które na tą plażę się dostały i chciały z powrotem dostać się do Hana. Rzecz musiała dziać się bardzo szybko, gdyż ludzie po przeciwnej stronie, skazani teraz na przymusowy postój byli wyraźnie zaskoczeni.
Sama miejscowość Hana jest senna i mało atrakcyjna, ale jest za to najbardziej niezmienionym hawajskim miastem. W dawnych czasach Hana była jedną z najważniejszych osad na wyspie, wydała na świat wielu wodzów i potężną księżniczkę Ka'ahumanu, ulubioną żonę Kamehameha I.
Pod koniec XIX wieku była ważnym ośrodkiem produkcji cukrowniczej, obecnie zaś największą atrakcją jest cypel Kauiki z czerwoną plażą i hawajski charakter miasta.
Robimy sobie mały postój na obiad i ruszamy dalej na południe do Ohe'o Gulch. Jest to fragment Haleakala National Park z tym, że nie charakteryzuje się tutaj żadnym wulkanem, ale kaskadą wodospadów i stawów. Nazywają się one Seven Sacred Pools i tworzy je płynący przez wąwóz strumień.
W dolnym odcinku są nie 7 a 24 naturalne stawy, połączone ze sobą kaskadami i wodospadami.
Wygląda do wszystko przepięknie, gdyż strumień ten wpada bezpośrednio do oceanu.
Właściwie w tym miejscu kończy się nasze zwiedzanie i powoli zaczynamy zbierać się do hotelu, ale przede mną trudna decyzja. Normalnie powinienem zawrócić i jechać tą samą trasą do Kahului z skąd wyjechaliśmy i gdzie mamy hotel. Mogę jednak jechać inna trasą, być może troche dłuższą, ale z pewnością szybszą. Problem polega jednak na tym, że rejon do którego dotarliśmy jest najbardziej dziewiczą częścią Maui, a droga przez pierwsze parę mil jest wąska i wyboista.
Przy wypożyczeniu samochodu i w wielu przewodnikach jest informacja, że droga ta nie jest wskazana do podróżowania i w razie problemów ubezpieczalnia nie pokrywa kosztów związanych z jakimiś uszkodzeniami samochodu. Trochę mnie to martwiło, gdyż nasz wypożyczony samochód do terenowych się nie zaliczał (Dodge Neon). W takich sytuacjach najlepsze co można było zrobić to zasięgnąć informacji na miejscu. Znajdowaliśmy się na terenie parku narodowego więc centrum informacyjne wydawało się najodpowiedniejsze. Powiedziałem jaki mam samochód i że zamierzam jechać wskazaną drogą. Pani w obsłudze poinformowała mnie, że absolutnie nie ma problemu i mogę śmiało jechać, chociaż przez kilka mil samochód będzie podskakiwał. Zapytałem jeszcze raz faceta w budce parkingowej i otrzymując to samo potwierdzenie wyruszyłem w najbardziej dziewiczą część wyspy.
Fakt, prze kilka mil samochód podskakiwał, raz było trochę krytycznie, gdyż z przeciwka jechał inny samochód i musieliśmy parę metrów cofnąć, żeby znaleźć miejsce w którym możemy się wyminąć, ale ogólnie udało się jak to stwierdził, chyba Albercik w Seksmisji: Udało się jak cholera :)
Za stres jaki ponieśliśmy w tych pierwszych kilku milach, wynagrodzeni zostaliśmy pięknymi widokami oraz szybszym powrotem do hotelu.
Po drodze mogłem zobaczyć w oddali przepiękną wyspę-krater Molokini.
http://www.hawaiipictures.com/pictures/wallpapers/maui4-1.jpg, (zdjęcie z netu, mój aparat nie miał takiego zasięgu)
Ktokolwiek były w tych rejonach i miał podobny dylemat absolutnie polecam tą trasę, wrażenia są niesamowite.
Po jakichś 2 godzinach spokojnej jazdy, dotarliśmy do hotelu.
Dzień szósty 2009-06-16
Jesteśmy na półmetku naszej wyprawy, ale przed nami ciągle jeszcze tyle atrakcji, że nie mam czasu wspominać tego co za nami. Wieczorem tylko przy wgrywaniu zdjęć z karty aparatu do laptopa, przeglądam zdjęcia i jeszcze raz wspominam to co udało nam się danego dnia zobaczyć. Kładąc się jednak spać chyba bardziej w głowie mam to co nastąpi jutro niż to co zobaczyłem wcześniej. Na wspomnienia będzie jeszcze czas.
Droga do Lahaina
Z Kahului wyruszamy dzisiaj do Lahainy - wielorybniczej stolicy. Trasa wynosi 22 mile i pokonuje się ją w jakieś 30 minut. Po drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym Papawai. Jest to miejsce z którego rozciąga się piękny widok na ocean, a dodatkową atrakcją w okresie zimowym (styczeń-marzec) jest możliwość obserwacji humbaków, które masowo przypływają do tej zatoki i rodzą swoje młode.
W czasie kiedy wieloryby mają swoje gody, można wypłynąć w ocean i pobyć w bliskiej obecność tych niesamowitych stworzeń. Jest dużo lokalnych firm, którzy oferują rejsy w pobliże wielorybów. Liczba wielorybów w tym okresie jest tak duża, że osobom które nie ujrzą żadnego wieloryba, firma zwraca pieniądze.
Lahaina
Lahaina to dawna stolica Hawajów, a obecnie najważniejszy ośrodek turystyczny na Maui.
W języku hawajskim lahaina znaczy "okrutne słońce" i związane jest to z legendą wodza Hua, który pokłóciwszy się ze swoimi kapłanami kazał ich wymordować, bogowie zaś żeby pomścić swoich kapłanów zesłali wielką suszę, miejscowym nie pozostało nic innego jak nazwać to miejsce "ziemią okrutnego słońca".
Największe znaczenie miasto zdobyło na początku XIX wieku wraz z rozwojem wielorybnictwa.
W latach 40-tych XIX wieku do portu zawijało ponad 400 statków rocznie.
Praca wielorybnika do najłatwiejszych nie należała, opłaty za nią były marne, więc wykonywali ją głównie ludzie wyjęci spod prawa, albo jacyś szaleńcy. Dość ciekawie czyta się opisy o tym jak to prawie połowa załogi porzuca statek po przypłynięciu do portu i pozostaje na Hawajach, które stają się dla nich prawdziwym rajem.
Wypada tu dodać, że marynarze owi lądowali w tawernach nadając miastu na długo złą sławę.
Jednym z osób, które porzuciły statek był Herman Melville, autor "Moby Dicka".
Kto wie czy szanty w których śpiewamy: "Płyńmy w dół do starej Maui..." nie wyrażają jakiejś tęsknoty do tamtych czasów. :)
Dzisiaj Lahaina to bardzo spokojne miasto, z którego można zapamiętać fajny portowy klimat, wspaniały figowiec wschodnioindyjski w centrum miasta, oraz przechadzkę uliczką Front Street.
Mieliśmy dodatkowo to szczęście, że w czasie kiedy byliśmy w Lahaina był International Festival of Canoes. Ludzie mieli przed sobą kawał drewna z którego skrobali canoes. Fajnie to wszystko wyglądało, bo po pierwsze łódki wykonywane były z różnych gatunków drewna, a po drugie ciekawie było obserwować jak różne techniki stosowali.
Pride of Maui
Pride of Maui to nazwa statku, którym wybraliśmy się na pływanie z rurką i maską czyli snorkeling.
Chociaż wiem, że Hawaje kojarzą się ludziom z odpoczynkiem, to 'niestety' jestem zwolennikiem odpoczynku aktywnego, a to oznacza, że przez te ostatnie 5 dni dość intensywnie zwiedzaliśmy.
Nadszedł czas by trochę zwolnić. Po południu zaplanowaliśmy sobie pływanie wśród rafy koralowej.
Udaliśmy się do miejscowości Maalaea, gdzie mieliśmy wykupione bilety na rejs.
Z tym pływaniem jest tak: ogólnie są dwa miejsca, w które można się wybrać albo na wysepkę Molokini, albo do Zatoki Żółwi. Niestety o tym gdzie popłyniemy dowiemy się dopiero od kapitana.
Trochę to dziwne, gdyż przy zakupie biletu daję się człowiekowi nadzieję na to, że popłynie na wyspę, po czym już po wypłynięciu z portu dowiadujemy się, że płyniemy na Zatokę Żółwi.
Zdecydowanie wolałbym zobaczyć Molokini, ale kapitan chyba cenił sobie spokój i popłyną do Zatoki, co okazało się dobrym pomysłem, gdyż byliśmy jedynym statkiem w okolicy i mieliśmy kawał przestrzeni do oglądania pod wodą.
Zdradzę już teraz, że z rzeczy które najbardziej będę wspominał z pobytu na Hawajach, to był właśnie snorkeling. W ogóle cały rejs był świetnie spędzonym czasem. Statek mieścił jakieś 120 osób, nas było około 30, pływaliśmy więc bez żadnego pośpiechu. W czasie kiedy my pływaliśmy, załoga statku przygotowywała grilla. Piękne widoki na góry w oddali i jeszcze piękniejsze pod wodą.
Głębokość wody sięgała jakieś 4-6 metrów. Można było nurkować, ale nie było chętnych. Chodzi o to, że przed wypłynięciem statku, jeszcze w porcie obsługa pytała nas, ile osób chciało by za dodatkową opłata przez 20 minut ponurkować sobie. Minimalna wymagana liczba osób to 5, było nas 3. Nie ponurkowaliśmy.
Nie zmienia to jednak faktu, że podglądanie życia na rafach koralowych z góry też było niesamowitym przeżyciem.
Po rejsie wracamy do hotelu i kładziemy się wcześniej spać, rano wylatujemy na Big Island.
Maui jest przepiękne, nie jest tak tłoczne jak Oahu, jest spokojne , romantyczne i odkrywcze.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
podpisuję się dwoma rękoma, że nie warto wracać tą samą drogą co się jechało do Hana. :)
-
Nasz program na Maui był w sumie bardzo podobny do Waszego, z tym że zamiast wyprawy snorkelingowej zwiedziliśmy południowo-zachodnią część wyspy - rejon Kihei i zatoki La Perousa. Podobnie jak na Was i na nas największe wrażenie zrobiła wycieczka na Haleakalę. Jeżeli chodzi o Hana Road, to większą przygodą od właściwej drogi do Hana była jej kontynuacja nieutwardzonym odcinkiem - widoki nie gorsze, dawka adrenaliny zdecydowanie większa a po drodze małe, senne miejscowości (np. Kaupo), w których czas jakby się zatrzymał. A w ogóle - było super. Tu na Maui znaleźliśmy jedne z najfajniejszych plaż na całym archipelagu.
-
Wspaniałe miejsca są na ziemii. Na tyle by zobaczyc wszystkie nieziemskie wiele czynników nie pozwala. Dziękuję za ten przepiękny wycinek z Hawai. Będę dawkowac po kawałku. Pozdrawiam :)
-
płyńmy w dół - do Starej Maui już czas...
-
Podoba mi sie "dom Słońca" : )
Pozdrawiam -
ciekawy ten wulkan i ładny, bardzo ładne zdjęcia.
a panoramki to w jakim programie robisz?
kwestię złodziei powinieneś poprawić, bo w dalszym ciągu wygląda na to, że jednak was okradziono. -
Spoko, poprawiłem i dzięki za uwagę. Całe szczęście nikt nas nie okradł, sprawa dotyczyła zachowania ostrożności gdy w bagażniku ma się wszystkie walizki. Mieliśmy jednak poczucie, że unikneła nas przykra historia.
-
Nie do konca zrozumialem z tymi zlodziejami... Z tekstu wynika, ze zlodzieje czesto Was okradali na Waszych oczach?
Czy straciwszy caly bagaz musieliscie pojsc na zakupy aby z powrotem moc cos na siebie wlozyc? Czy ubezpieczenie Wam cos zwrocilo?
Krajobrazy bajkowe.
Pozdrawiam-)